Good standard

Monday, September 29, 2014 블로그 Share


(This is a blog entry WHW got from a woman that saw our website launched and felt like writing her blog post.)

Cały problem z chodzeniem do lekarzy w Polsce polega nie tylko na tym, że trudno się do nich dostać z NFZ, nie tylko na tym, że jak się idzie prywatnie to trzeba zabulić nie wiadomo ile, ale także na tym, ze jest to Wizyta u Pana/ Pani Doktor. Przez wielkie ”W” , wielkie „P” i jeszcze większe „D”.

„Rozebrać się i na fotel”, „Musi trochę poboleć” „Takich tabletek nie przepisujemy” „ Rodziła? Nie? a dlaczego?” „Pigułki antykoncepcyjne? A dzieci są? Nie ma? W tym wieku? A co kariera czy nie ma z kim”? „ Współżyje regularnie?” „Jak to więcej niż jeden partner?!” „Nie współżyje? Brzydka nie jest a nie ma chętnych, haha?” „ Znowu w ciąży????Ile tych dzieci?”  „Trochę poboli a jak nie to do psychiatry.” „ Nie ma powodu, żeby przepisywać takiego lekarstwa…. Kalendarzyk pani zna?” „ Nie ma tutaj mniejszego wziernika, niech pani nie przesadza”, „ Co mi Pani takie pytanie zadaje….”

Po takich i tym podobnych uwagach, z lubością wypowiadanych w momencie intymnej półnagiej sytuacji, w której nogi gdzieś wiszą w stalowych strzemionach, a głowa lekarza/lekarki jest gdzieś między udami naprawdę trudno zachować poczucie godności, a jeszcze trudniej pomyśleć, że naprawdę uzyskało się pomoc, po którą się przyszło. Bo Wielka Pani Doktor lub Wspaniały Pan Doktor nie jest przecież w Polsce po to, aby udzielić profesjonalnej pomocy, wykazać się empatią, zrozumieniem, delikatnością, a zarazem udzielić profesjonalnej pomocy w ramach niełatwego zawodu w którym jest wykształcony. Och nie, w Polsce lekarz bardzo często jest pół-bogiem, który z góry za dobre wynagradza, a za złe karze według swojego widzimisię. Jest tak wykształcony, tak włada rządem dusz, że jakaś tam pacjentka, która zada dodatkowe pytanie, czegoś nie zrozumie albo chce czegoś, co wykracza poza prywatny światopogląd Pani D lub Pana D musi zostać skarcona wzrokiem lub słowem, niepoinformowana do końca albo nie do końca zdiagnozowana. Wszelkie problemy zostają sucho, często niegrzecznie rozwiązane uwagą, komentarzem albo po prostu, co tu dużo mówić- olane. Bo nie ma czasu, bo po co, bo co mi tu głowę zawraca…

A ponieważ lekarz  ma status pół-boga, niemalże wybrańca, który wytwarza atmosferę robienia łaski, że udziela pomocy maluczkim albo tego, który Z GÓRY WSZYSTKO WIE ( bo przecież jest lekarzem!!) to często mimo oburzenia – nic nie powiemy, mimo wstydu – nie zareagujemy, mimo wątpliwości – będziemy mu wierzyć. Bo przecież TO PAN DOKTOR. Przez Wielkie D.

Otóż nie. To nie jest tak. To nie jest w porządku. To nie jest grzeczne. To nie jest dobre. To nie jest profesjonalne. To nie musi być standard. Mamy prawo zapytać i uzyskać odpowiedź. Mamy prawo być potraktowane empatycznie. Mamy prawo do zareagowania, jeśli lekarz zachowuje się niepoprawnie, jeśli podejrzewamy, że wciska nam przysłowiowy kit. Mamy prawo do drugiej konsultacji. Mamy prawo zgłosić nieprawidłowości i oczekiwać reakcji, przeprosin. Mamy prawo do tego, aby lekarz zostawił swoje przekonania za drzwiami swojego gabinetu, nie oceniał, nie był złośliwy, wyniosły czy chamski. Mamy prawo do tego, aby udzielono nam pomocy zgodnej z najnowszymi osiągnięciami medycyny, a nie najnowszymi kompleksami lekarza czy jego braku kultury osobistej czy edukacji. Lekarz nie musi być naszym kumplem. Musi natomiast działać w najlepszym interesie swojego pacjenta, w co także wchodzi to, aby pacjent po wyjściu z gabinetu nie zwijał się z poczucia wstydu czy upokorzenia. Tak, lekarze często nie są dobrze wynagradzani za  swoją pracę. To prawda. To jednak wcale nie upoważnia ich do chamstwa. To fakt.

Na całe szczęście są lekarze w Polsce i jest ich coraz więcej, którzy rozumieją, że ich trudna, odpowiedzialna i ważna praca to praca z ludźmi, którym niosą pomoc na bardzo wielu płaszczyznach.

 

Dwa tygodnie temu sama miałam okazję się o tym przekonać po raz kolejny.  Na końcu wizyty kontrolnej wyraziłam wdzięczność za pomoc, która została mi  jakiś czas temu udzielona, a problem, który istniał przez lata – rozwiązany.  Wyraziłam wdzięczność za to, że  wszystko zostało mi wyjaśnione, uzyskałam odpowiedź na każde pytanie, zostałam potraktowana empatycznie, z szacunkiem, bez osądzania, bez przekraczania granic kontaktu lekarz- pacjent. Została mi udzielona pomoc, na którą liczyłam w sposób na który, mówiąc szczerze, nie liczyłam, bo byłam przyzwyczajona do dużo gorszych zachowań. W tym  ostatnim aspekcie się pomyliłam. Jednak można.  Można inaczej, lepiej i nie potrzeba do  tego bardzo wiele wysiłku, czasu ani pieniędzy.  Potrzeba empatii, tolerancji, edukacji i wyjścia poza własne „ego”. To, być może, nie jest łatwe. Ale ja, jako pacjentka, mam prawo oczekiwać tego od mojego lekarza. Jeśli tego nie dostaję, mam prawo, ba! -  mam obowiązek zareagować. Obowiązek wobec siebie samej, a także wobec innych osób, które mogą zostać potraktowane źle.

Po moich podziękowaniach usłyszałam: „Dziękuję, to moja praca, ja jestem tu po to, żeby Pani pomóc. Szkoda, że nie wszyscy moi koledzy to rozumieją, mogę tylko za nich przeprosić”.

TACY lekarze zasługują na szacunek i zaufanie, takich lekarzy trzeba wspierać, pokazywać za przykład i  walczyć o to, aby te dobre standardy się rozprzestrzeniały, także pośród nas – pacjentów.  Cóż tu dużo mówić: resztę Wielkich Pań i Panów Doktorów, którzy nie wykonują swojej pracy profesjonalnie po prostu można mieć głęboko w  „D”.  Przez WIELKIE D.